Atria

Widzę jak jesteś rozpalona. Wijesz się z dłońmi na ścianie…

Zwykle dumna i niedostępna, całkowicie ponad rzeczywistością, nietykalna, nieskazitelnie wyniosła. A oto przede mną, przyparta do bieli ściany jesteś zwykłą suką. Jednym wielkim niezaspokojeniem. Widzę, jak uczucie to miota tobą od środka, jak bardzo starasz się odzyskać kontrolę nad sobą, nad swoim ciałem i jak sromotnie przegrywasz tę walkę ze swoimi własnymi namiętnościami. Zwierzęca, pulsująca i spocona – z podniecenia i ze strachu.

Ze strachu nie przede mną, ale przed sobą samą. Ten strach czuć w powietrzu, pachnie ostro i wyzywająco. Jesteś jak kotka, jak tygrysica, która zna smak bata. Chciałabyś skoczyć do gardła treserowi, ale ten fizyczny strach powstrzymuje nawet przed myśleniem o tym. Nawet tego się boisz. Wiesz, że nie ma przede mną tajemnic, że jeśli tylko pozwolisz sobie na jakiekolwiek odstępstwo od mojej woli, zauważę to i skarcę cię.

 

Jesteś jak suka. Suka, która w głębi swoich żył, w swojej własnej krwi czuje zew wilczych przodków, ale jest posłuszna tym uczuciem poddaństwa wyuczonego przez kij, który bezlitośnie przywoływał do posłuszeństwa twoich przodków. Chciałabyś wyrwać się, uwolnić, ale jednocześnie nic nie sprawia ci takiej rozkoszy jak sprawianie mi przyjemności – twojemu panu.
Wiem to wszystko i jest mi ciebie szkoda, czuję żal. Czuję żal i pogardę dla twojego ciała, dla twojej fizyczności. Nienawidzę ciebie za to, że nie potrafisz być inna. Nienawidzę tej rozpalonej wilgotności, tego łagodnego falowania, napięcia i delikatności ruchów.

Nie zasługujesz na to, żebym cię dotykał. Nie zasługujesz na to, żebym poświęcił ci na tyle energii, żeby ukarać cię za to.

– Nie ruszaj się! – podnoszę głos, inaczej mnie nie usłyszysz, odleciałaś, a nie po to tu jesteś, żeby było ci przyjemnie.

– Chcę, żebyś choć przez chwilę trwała nieruchomo. Słyszysz!? – chwytam cię mocno za włosy.

– Potrafisz choć przez chwilę się nie ruszać?! – słyszysz w moim głosie zniecierpliwienie.

Wiesz, że jestem niezadowolony z ciebie. Kulisz się i starasz nie ruszać. Zastygasz przerażona. Nie zadowalasz mnie. Wiesz, że mogę zrezygnować z ciebie i wyjść, a nie tego pragniesz.

– Nie tak! Wyprostuj się! – czujesz moją dłoń na swoim udzie. – Szerzej nogi! – posłusznie rozstawiasz je szerzej. – Ręce wyżej!

Kolejne polecenie. Kolejny raz niedobrze. Drżysz z podniecenia, ale podnosisz wyżej ręce, opierasz dłonie o ścianę. Jest tak zimna, zimna jak mój głos. „Co się stało? Jeszcze chwilę temu… Co zrobiłaś źle?? Czemu jestem niezadowolony?? Przecież…”

– Może być… – klepię cię po pośladku. Wulgarnie.

„Czemu? Dlaczego tak? Jeszcze moment temu widziałaś w moich oczach pożądanie, a teraz są takie bezlitosne, zimne i wyrachowane.”

Słyszysz jak siadam. Twoja głowa sama odwraca się, żeby spojrzeć w moją stronę…
– Co mówiłem?! Masz trwać nieruchomo – głos przywołuje cię do porządku.
Kątem oka, zanim zauważyłem twoje nieposłuszeństwo, zdołałaś dostrzec, że siedzę na krześle z nogą założoną na nogę. Jak w galerii przed interesującym obrazem, albo rzeźbą i że patrzę na ciebie.

Od środka, z głębi podbrzusza czujesz rozlewające się na całe ciało ciepło. Podobasz mi się. Podobasz i patrzę na ciebie. A może to tylko gra? A może potrzebuję tej chwili, żeby opanować zmysły, żeby nie ulec pożądaniu. Żeby nie poddać się twojemu urokowi i czarowi. Wiesz, że dziś wyglądasz naprawdę szałowo, podkreśliłaś ubiorem wszystkie swoje atuty. Na białej ścianie twój czarny strój musi pokazywać wszystkie linie twojego ciała. Coraz przyjemniej jest stać tak przede mną. „Jak piękna rzeźba… a on jak koneser” – ta myśl sprawia ci przyjemność. Nie czujesz już zagubienia. Wiesz, co masz robić: chcesz wyglądać pięknie i chcesz tak trwać, żebym mógł sycić oczy twoim widokiem. Sprawiasz przyjemność swojemu panu.

Delikatnie, prawie niezauważalnie rozprostowujesz palce, rozkładasz szerzej dłonie na zimnej, białej ścianie. Chcesz, żebym znów stracił kontrolę nad sobą, chcesz mnie podniecić i widzieć w moich oczach pożądanie.

Słyszysz, że zapalam papierosa. Ośmielasz się i patrzysz znad swojego ramienia. Na chwilę moją twarz oświetla płomień a potem tylko żarzący się czerwony punkcik papierosa w półmroku pokoju. „Kusiciel..” – pulsuje ci w głowie myśl. I ten dreszcz emocji na plecach. O tym właśnie marzyłaś.

– Dobrze, wystarczy – głos jest ciepły i niski. Jak bardzo pragniesz poczuć moje dłonie właśnie tam. – Chodź tu do mnie – już niedługo i poczujesz moją bliskość. Opuszczasz ręce, odwracasz się. Wolno robisz pierwszy krok w moją stronę…

– Nie tak! Na kolanach! – jak bicz, głos tnie przez skórę, sięga aż do samego środka. Znów źle! Padasz na kolana. A w głowie myśl „Czemu ja to robię? Przecież…”

– Chodź tu – aksamitny dźwięk. Ulegasz mu, ulegasz instynktowi poddania.
Twarda podłoga wbija ci się w kolana, czujesz jej realność pod dłońmi, a wszystko wokół takie nierzeczywiste.

Na klęczkach przychodzisz do mnie, czujesz ból na otartej skórze. Ból, ale jaki przyjemny. To dla mnie – twój dar, składany na ołtarzu mojego zadowolenia. To dar twojej uległości dla ciebie samej. W końcu – czujesz to w każdej komórce swojego ciała – w końcu jesteś własnością. Już nie jesteś niczyja, masz pana, masz dla kogo zdzierać swoją, tak pielęgnowaną, tak delikatną skórę.

Masz początek i koniec. Jesteś szczęśliwa. Jesteś, istniejesz dla tego uczucia, dla bycia czyjąś, nie kogokolwiek, ale właśnie moją…. Suką, która w końcu znalazła swojego pana. Podchodzisz, podczołgujesz się bliżej. Dotykasz prawie nosem mojego kolana. Kładę rękę na twojej głowie. Dłoń jest ciepła, delikatna. Czujesz głaskanie i falę rozkoszy z samego dotyku. Moja dłoń na twoich włosach, na twojej głowie. Tak bardzo na to czekałaś. I w końcu jest: uczucie spełnienia. Jesteś posiadana. Nie brutalnie, nie gwałtownie, nie przemocą, ale właśnie tak; delikatnie, ciepło, z czułością, jakiej nie mogłaś się spodziewać od zwykłego faceta. Ten nie jest zwykły.

– Połóż się na łóżku.

Posłusznie wykonujesz polecenie. Na kolanach doczołgujesz się do krawędzi łóżka. Wsuwasz się na nie. Jesteś spięta i naprężona. Za chwile to się stanie. Twój pan przyjdzie do ciebie i będziecie to robić. Razem. Dostaniesz przywilej sprawienia mu przyjemności. I on tobie również będzie sprawiał rozkosz. Wypełnia cię znane uczucie – to samo, kiedy pierwszy raz uprawiałaś seks. Ale tym razem jest tak, jak należy.

– Połóż się na brzuchu. Podkurcz kolana. Tak, grzeczna dziewczynka. Wypnij tyłek – wykonujesz wszystko, o co prosi twój pan. Chcesz, żeby było mi dobrze i chcesz, żebym w końcu znów cię dotknął.

– O czym marzysz? – jesteś zaskoczona. „Twój pan pyta o twoje marzenia? Jak to? Przecież…”
– Pytałem o coś! O czym marzysz?– nie możesz zebrać myśli, a nie chcesz znów sprawić mi zawodu. Czego mogę pragnąć? Czemu kazałem ci położyć się w takiej pozycji? Tak – to jest to!

– Chcę poczuć ciebie w sobie, od tyłu…

– Źle! Masz mówić: chcę ciebie PANIE poczuć w sobie.

– Przepraszam.

– Przepraszam PANIE!

– Przepraszam, panie – wiesz już, że pytanie o marzenia było fanaberią, zachcianką i że nie powinnaś wątpić. – Chcę ciebie, panie – szepczesz z poczuciem winy.

– Nie ruszaj się – czujesz jak łóżko ugina się pod moim ciężarem. Znów jestem blisko, czujesz mój zapach. Wsuwam udo pomiędzy twoje nogi, bardziej czujesz niż widzisz, że klęczę tuż za tobą. Wsuwam dłonie pod spódnicę. Przez ciało przebiega dreszcz. Moje dłonie – silne, zdecydowane, nie wahające się ani przez moment, a jednocześnie czułe i delikatne. Wiem jak dotykać.

Tego zazdrościłaś wszystkim kobietom, tego zazdrościłaś wszystkim spotykanym na spacerze psom. Kiedy ich właściciele z czułością dotykali ich głów, tarmosili i głaskali po karku…

O tym marzyłaś. O gładkim i pewnym dotyku, o moich dłoniach na twoim ciele. Głaszczę po udach. Z trudem opanowujesz pragnienie, żeby obrócić się, złapać mnie za ramiona i wciągnąć na siebie. Wiesz, że to jest zabronione, że masz czekać i być posłuszna. Czekasz, a twoje ciało drży pod moim dotykiem. Jestem coraz bliżej twojej kobiecości. Jesteś już taka rozpalona… Czujesz, jak na majtki kropla po kropli sączy się sok podniecenia. Pragniesz mnie w środku, a ja wciąż pozostaję dotykiem na udach. Bezgłośnie jęczysz. Otwierasz szeroko usta i oddychasz coraz szybciej. Wyczuwasz, że podnieca mnie dotykanie ciebie. Czujesz moją sztywność, gotowość, żeby…

Uśmiechasz się sama do siebie. „Podniecony i to jak bardzo.” Nagle moje ręce przestają być czułe i delikatne. Szarpnięcie. Twoja spódnica jest już wysoko zadarta, czujesz chłodne powietrze na gołych udach. Kolejny gwałtowny, wręcz brutalny ruch. Moje place na biodrach. Jesteś już bez majtek. Zsunięte do kolan krępują ruchy. Jesteś naga i wypięta w moją stronę. Już wiesz co się stanie. Wyczekujesz. Już za moment.

Nareszcie! Wypełniam cię całą. Moje biodra na twoich pośladkach, ciężar ciała, który nie pozwala się ruszyć, który obezwładnia, zniewala. Chcesz odwrócić głowę, żeby zobaczyć to, co do tej pory tylko czułaś. I nagle moje palce na twoim karku, jak kleszcze unieruchamiają. Kolejny raz chciałaś, ledwie chciałaś zrobić coś bez pozwolenia. Poddajesz się – palce, które sprawiały nagły ból są miękkie i delikatne. Podsuwasz głowę pod ich dotyk. Czujesz mnie w sobie, jak poruszam się wolno, ale stanowczo. Cała wibrujesz, nabijasz się pierwszy raz, niepewna, czy ci wolno. Czujesz moją dłoń na biodrze. Pozwalam i akceptuję ten ruch. Ruszasz się coraz mocniej. Ręka z biodra przesuwa się na pierś. Wciąż od pasa w górę jesteś ubrana, czujesz przez materiał bluzki moje palce. Ściskam mocno, coraz mocniej… boli. Ale jak przyjemnie. Moje dłonie są wszędzie. Udaje ci się złapać ustami palce tej, która gładziła przed chwilą twój kark. Liżesz je. Przesuwasz język wzdłuż palców, gubisz się w dłoni. Całujesz i znów zaczynasz wędrówkę na zewnętrzna stronę. Całujesz rękę swojego pana.

A w środku ciebie totalne wypełnienie. Całkowita rozkosz. Fala za falą przy każdym ruchu oblewa cię gorący pożar. Z każdym ruchem tracisz świadomość, zatracasz się… Jestem jak kotwica na morzu, jedyny stały punkt, który daje oparcie i podporę. Jęczysz i ten jęk wyrywa się z głębi ciebie, gdzieś tam ze środka, gdzieś gdzie nikt inny nie miał wstępu. Jesteś oddana, całkowicie oddana. Spokojne morze przeradza się w targany wiatrem ocean, sztorm… i tylko ja, niewzruszony, pewny… Ufna i zatracona w swojej rozkoszy, opierasz się o mnie. Jak morze podczas burzy, rozbijasz się o skały nabrzeża. Zalewa cię ekstaza. Drżysz i miotasz się nabita na mnie. Jeszcze chwila. Jeszcze… i już.

Barman-Raven

http://www.odcienieczerwieni.pl/

Jak oceniasz ten wpis?

Najczęściej czytane

Weryfikacja wieku

Czy masz więcej niż 18 lat ?