Billard

Pachniała podnieceniem. Pomarańczowym podnieceniem. Uciekała przed kontaktem cielesnym, jakby każde dotknięcie parzyło skórę. Zimne, białe wino zamiast ochłodzić, sprawiło, że miałem wrażenie, jakby między naszymi dłońmi przeskakiwały iskierki. Umykała, kluczyła, wyślizgiwała się z objęć. Drażniła się ze mną, jak zwykle. Chęć spółkowania powoli przeradzała się w rosnącą irytację.

Nie wiem, po co zeszliśmy do piwnicy. Pomagałem znieść jakieś kosze. Im dłużej to trwało, tym bardziej byłem zniecierpliwiony. Doskonale grała na moich emocjach. Krok w przód. Prowokowała, żebym okazał swoje podniecenie i palącą od środka żądzę. Krok w tył. Ukrywała swoje rozpalenie za niewinnym uśmiechem.

Przeglądałem od niechcenia zgromadzone przez lata bibeloty, niesprawne meble, porzucone zabawki. Widać było, że jej mąż nie był typem „złotej rączki”. Żadnych rozłożonych narzędzi, żadnych niedokończonych napraw – jakby ktoś właśnie przed chwilą skończył sprzątanie.
Znalazłem piłkę do mini kosza. Rozejrzałem się w poszukiwaniu tablicy. Pierwszy rzut odbił się obręczy. Kochanka popatrzyła zaskoczona znad sterty szpargałów. W poszukiwaniu piłki przeszedłem kilka kroków w głąb pomieszczenia. Piłeczka wpadła za ciężką kotarę. Odsunąłem ją na bok i oniemiałem.

Przede mną w całej okazałości pojawił się stół bilardowy. Ukryty za przepierzeniem umknął mojej uwadze.

– Często grywacie…?

– Teraz już nie, ale kiedyś mąż grał nałogowo – podeszła do mnie, wbijając półkule piersi w mój tors. Uśmiechała się dwuznacznie. Manipulowała. Wiedziałem o tym, ale nie potrafiłem nad sobą zapanować. Zdawałem sobie sprawę z roli, jaka była mi naznaczona – miałem być kochankiem. Ale im dłużej trwała ta relacja, tym bardziej się w niej zadurzałem. A im większe było moje zauroczenie, tym bardziej stawałem się zaborczy i zazdrosny. To „grał” mogło oznaczać zarówno odbijanie bili, jak i uprawianie seksu.
Byłem wściekły. Płonąłem z zazdrości.

– Wiesz… Nigdy nie pieprzyłam się na tym stole, a było to kiedyś moją fantazją – czytała we mnie jak w książce. Kiedy trzeba, podnosiła tętno niemalże do wybuchu żyłek na skroniach. Tuż potem uspokajała, jednym zdaniem rozbrajając bombę, którą sama podłożyła.

Jeszcze raz objąłem ją w pół. Nie wyrywała się i nie uciekała. Chłód moich dłoni parzył w połączeniu z jej gorącym ciałem. Czy była to kwestia naszych erotycznych relacji, czy jej własnego temperamentu, w każdym razie jej ciało było jakby trawione ustawiczną gorączką. Rozgrzanie i napalenie, zwierzęca chuć zamknięta w drobnej, kobiecej postaci. Przycisnąłem jej biodra do krawędzi stołu. Pocałowała mnie. Krótko, kąśliwie, gwałtownie. Oplotła nogami.

– Chodź, pójdziemy na górę – jej ciało mówiło dokładnie coś innego. Kolejny pocałunek był dłuższy, głębszy, bardziej intensywny. Chłonąłem ją wszystkimi zmysłami. Dotąd grzecznie zapięta koszula odsłoniła jej piersi i brzuch. Zielone sukno zapraszająco przyjęło nasze ciała.

Ocierała się o mnie jak kotka w rui. Ach, to jej zapatrzenie w siebie i chęć czerpania przyjemności. Przygniatałem jej ciało, ale to ona była jedyną, która korzystała seksualnie z tego kontaktu – ja byłem unieruchomiony. Nie tak chciałem, nie tak miało to wyglądać.

Teraz moja kolej na prowokację. Odpuściłem.

Uniosłem się nad stołem, oddaliłem od pożądania wijącego się na stole przede mną.
Wyglądała naprawdę kusząco. Podwinięta spódnica odsłaniała skraj pończoch, buty na obcasach wspierały się na bandzie bilardowego stołu. Wyuzdanie w pełnej krasie. Zaskoczone wyuzdanie. Nie spodziewała się, że zapanuję nad sobą. Odwróciłem się.
Nie miałem czasu zareagować, kiedy zeskoczyła i mocno trzymając mnie za twarz warknęła:

– Weź mnie… Szybko – w oczach miała wściekłość zmieszaną z podnieceniem. Dyszące nienasycenie.

Odwróciłem ją nieomal siłą. Ledwie kilka ruchów i naprężony członek znalazł drogę do jej wnętrza. Pierwsze pchnięcie i westchnienie ulgi. Kolejne ruchy jak w malignie, bez kontroli nad ciałem. Byłem w niej, a ona była wokół mnie. Podciągnięta spódnica nie krępowała dostępu do jej pośladków. Wbiłem palce w te dwie pełne półkule, nadziewając kochankę na siebie. Dyktowałem tempo, z wolna przyspieszając rytm. Wyprostowałem się nad zgiętym w pół ciałem. Pot zrosił jej plecy, przyklejając koszulę do pleców.

Przed oczami zamajaczył mi stół z kulami bilardowymi. Bez zastanowienia sięgnąłem po obłe kształty. Na moment wstrzymałem ruchy.

– Trzymaj… – wcisnąłem w dłonie zaskoczonej kochanki dwie bile. Uniosłem na boki jej ramiona.

– …tak trzymaj – wydyszałem w pachnące ucho.

Kolejny raz zaczęliśmy od powolnych, posuwistych ruchów, by w krótkim czasie dojść do gwałtownego pieprzenia się. Kochanka na szeroko rozstawionych nogach z krzykiem przyjmowała kolejne pchnięcia. Zmęczone ramiona opadały i były raz po raz podnoszone ku górze. Widziałem, jak w miarę zbliżania się do orgazmu bieleją zaciśnięte na kulach bilardowych palce. Zamknąłem oczy i skupiłem się na odbieraniu bodźców wewnątrz niej. Po chwili usłyszałem stukot uderzającej o podłogę bili, tuż za nią drugiej… Poczułem zaciskające się wnętrze. Jeszcze kilka sekund. Szczytowaliśmy w odstępie milisekund.

Odwróciła się do mnie z tym swoim zawadiackim spojrzeniem.

– Czy teraz możemy już iść na górę…?

Autor: Barman-Raven

http://www.odcienieczerwieni.pl/

Jak oceniasz ten wpis?

Najczęściej czytane

Weryfikacja wieku

Czy masz więcej niż 18 lat ?