W kwietniu odwiedzili Polskę Frank i Sheila- nauczyciele sportu i rodzaju aktywności fizycznej o nazwie playfighting, co można by przetłumaczyć na język polski jako „walka dla zabawy“ lub „zabawa w walkę“. Dyscyplina polega na próbach zdobycia władzy i zdominowania przeciwnika bez wyrządzenia mu/jej szkody.
Wyobraźmy sobie szczenięta bawiące się w gryzienie, czy łapanie za ogon. Podobnie sprawy mają się w playfightingu. Dorosłe osoby zadają sobie ciosy, próbują wyrwać z zakleszczonego uścisku, połaskotać, ugryźć czy podrapać. „Złap mnie, jeśli potrafisz, a jak mnie złapiesz, to co mi zrobisz?“- oto formuła tej zabawy. Flirt, kokieteria, ale też rywalizacja, wysiłek, pot i kupa śmiechu. Zabawa może przybierać rodzaj erotycznej gry, ale podczas warsztatów uczymy się głownie zasad, dzięki którym można później samemu decydować o przebiegu walki.
Między walczącymi dochodzi do wymiany spojrzeń, która zapewnia, że dana aktywność odbywa się za zgodą i nie przekroczone zostały ustalone granice.
Para dobiera sobie hasła bezpieczeństwa. Każdą walkę obserwuje grupa kibicująca zawodnikom.
Nie potrzeba mieć czarnego pasa karate, krwiożerczego instynktu zabijania czy biegać w maratonach, by brać udział w playfighting . Zabawa w walkę to okazja dla rozładowania nadmiaru energii, nauczenia się kilku zadziornych sztuczek, przeformułowanie własnej agresywności czy zwięrzęcego instynktu walki w pełną śmiechu zabawę w to, kto jest silniejszy.Najczęściej jednak okazuje się, że siła ma najmniejsze znaczenie. To, co się przydaje, to przewidywanie ruchu przeciwnika, spryt i determinacja. Ważne jest to, czy zależy nam bardziej, żeby nas ktoś zdominował, czy to my chcemy zdominować kogoś. W tej zabawie nie ma zwycięzców. W playfightingu wygrywa dobra zabawa!
W Berlinie spotkania playfighterów odbywają się raz w miesiącu. Grono zainteresowanych liczy ponad 30 osób. Przy okazji można spalić dużo kalorii, pośmiać się, poczuć siłę swoich mięśni, poprzytulać się.
Przeciwwskazania: playfighting nie jest dla nas, jeśli nie lubimy zbytniej bliskości z drugą osobą, potu, śliny czy cudzych zapachów.
Obalamy mit jakoby playfighting miał odbywać się nago – nie jest to też tarzanie się w kisielu. Playfighting przypomina dokładnie takie same kontaktowe sztuki walki jak MMA czy BJJ, różnica polega na kontekście. Na czym polega ten kontekst?
Zaprosiłam do rozmowy Richarda Spindlera, stałego bywalca spotkań Playfightingu w Berlinie, prywatnie inżyniera-programisty, zawodnika brazylijskiego jiu jitsu, edukatora seksualnego, tancerza tango oraz aktywisty na rzecz Ruchu Pozytywnej Seksualności.
AL: Jaka jest Twoja definicja playfightingu?
RS: Moja definicja jest mniej więcej taka: playfighting jest rodzajem symulowanej walki, rozgrywającej się między dwiema osobami, które wcześniej się na nią umówiły. Zwykle odbywa się ona w pewnym kontekście- przy okazji wydarzeń, kiedy ludzie spotykają się na playfight. Zanim zaczynamy ze sobą walczyć, ustalamy sposób, w jaki będziemy się bawić – ustalamy bezpieczne zagrywki, żeby nikomu nie stała się krzywda.
To może być dość łagodne doświadczenie – jak dziecinne spory czy droczenie się. Można też dodać element aktorstwa – udawania, że się zachowujemy jak “ktoś zły”.
Oczywiście dwie osoby mogą również praktykować playfight w domu dla zabawy, może nawet w sypialni. Jednak osobiście uważam, że walka przed publicznością ujawnia inne, ważne aspekty, nadaje innego „smaczku”.
Format, który został przyjęty na naszych berlińskich „meet-upach”, jest prawdopodobnie inspirowany przez sceny z filmu “Fight Club. Podziemny krąg”, gdzie walczą ze sobą tylko dwie osoby, a inni oglądają. Wynika to również z powodu praktycznego, jakim jest ograniczona przestrzeń.
AL: Jak byś opisał playfighting komuś, kto nigdy o czymś takim nie słyszał?
RS: Cóż, myślę, że mogę powiedzieć, że spotkania playfightingu są podobne do każdego innego rodzaju spotkania, gdzie myślący podobnie ludzie umawiają się w celu pogłębiania wspólnych zainteresowań. To trochę jak pójście do skateparku, by wymienić się trickami na deskorolce, pojeździć razem, popisać się i dobrze się bawić . W tym przypadku ludzie spotykają się, żeby ze sobą walczyć . Przypomina to sparringi, które organizowane są w ramach zajęć ze sztuk walki.
AL: Jaka jest róźnica między sztukami walki a playfightingiem?
RS: Istnieje szereg różnic. Tak przynajmniej ja doświadczam playfighting i sztuki walki. W playfightingu nie ma konieczności uczenia się czegoś konkretnego, a uprawiając sztuki walki zdobywa się kolejne stopnie kwalifikacji i ćwiczy samodyscyplinę. Każdy zaczyna playfighting na takim etapie sprawności fizycznej i wiedzy, jaki już ma – czyli często intuicyjnie, spontanicznie i instynktownie. I to jest świetne, bo okazuje się, że każdy coś na ten temat już wie i już coś potrafi (choćby zakryć się rękami czy zacząć uciekać, żeby uniknąć ataku). Sztuki walki często wiążą się z pewnym element konkurencji – przygotowania się do zawodów, wygrywanie konkursów itp. Zupełnie inaczej jest w playfightingu. Tu nie ma rywalizacji, bo to nie miałoby sensu. Oczywiście, czasem może chodzić o obezwładnienie kogoś, ale to następuje przy okazji, nie jest celem samym w sobie!
Sztuki walki podobnie jak w innych sportach wymagają szkoleń, treningów, ćwiczenia wytrzymałości, siły i kondycji itd. W playfightingu w ogóle nie o to chodzi. Nie bawisz się w walkę po to, żeby poprawić sobie kondycję fizyczną. Nic z tych rzeczy.
W playfightingu liczy się tu i teraz – walczysz z kimś na tej macie, znasz tego kogoś z tej maty, z tych wymian i chwytów. Nie chodzi o to, czy jesteś od tej pory szybszy, silniejszy czy ogólnie lepszy. Chodzi o poczucie własnego ciała i tego, jak reaguje w kontakcie z drugą osobą. Dodatkowo zaspokaja pragnienie intensywnego bliskiego kontaktu fizycznego. Jest w tym coś bardzo hedonistycznego.
AL: Czy są jakieś konkretne przepisy, reguły czy zasady?
RS: Cóż, jest to zazwyczaj wyrażenie zgody (consent), umowa na to, że nikt nie powinien zostać poważnie zraniony ani uszkodzić innych. Umawiamy się ze sobą, w jaki sposób trzymać się tej zasady.
Dużo zależy od umiejętności playfighterów, którzy już ze sobą walczyli wielokrotnie. Główną zasadą jest to, że walka nie toczy się na ziemi, tylko na materacu, albo czymś stosunkowo miękkim, żeby nikt nie spadł ani nie był rzucony na ziemię. Unikamy pomieszczeń z wystającymi hakami, rogami czy ostrymi listwami.
Poza tym nie ulega wątpliwości, że nie uderzamy w głowę, nie wybijamy zębów, nie skręcamy ramion, nie naciągamy ludziom mięśni, nie wyginamy członków w stawach i tak dalej. Każdy może również powiedzieć “Stop” lub dotknąć w ustalony sposób partnera, a druga osoba musi się zatrzymać tak, aby można było zakończyć walkę.
Ja sobie wymyślam coś w rodzaju strategii, ale bardziej to przypomina rodzaj tańca współczesnego, w którym płynnie poruszasz się po ziemi, a “walka” wygląda dość dynamicznie. Zabawnie się to ogląda, bo nie chodzi o szybkie przypięcie kogoś do podłoża, tylko o budowanie napięcia, zintegrowane poruszanie się po ziemi. Dla mnie najważniejsze jest, aby zawsze próbować różnych rzeczy i dostosować się do okoliczności, wykorzystując różne style walki z różnymi ludźmi.
AL: Co w playfightingu jest dla ciebie seksualne? Jest w tym w ogóle coś seksualnego / erotycznego?
RS: Czy playfighting w ogóle jest seksualny? (Śmiech) Czasami jest, ale czasami nie. Przede wszystkim to zależy od tego, kto z kim walczy. Jeżeli obie strony są zainteresowane sexy walką , a można to zrobić bardzo łatwo, wówczas to może być bardzo erotyczne przeżycie.
Zazwyczaj, kiedy chodzi o poczucie własnej siły i powalczenie sobie z kimś, to playfighting nie jest dla mnie seksualny. Traktuję to bardziej jako zabawę.
Na pewno różnie to bywa dla różnych osób. Ja na ogół lubię być intensywnie dotykany podczas seksu lub gry wstępnej, Lubię też mocno dotykać i ostro uprawiać seks, więc nie mam nic przeciwko użyciu siły w konsensualnych aktywnościach intymnych. Co się zaś tyczy zmysłowej walki, może się ona wydarzyć jedynie wówczas, gdy obydwie osoby się na nią umówią i zsynchronizują swoje ruchy tak, żeby były one sensualne i podniecające. Wszystko się może wtedy zdarzyć 🙂
AL: Czy uważasz playfighting za element BDSM? Gdzie byś playfighting zakwalifikował i dlaczego?
RS: Jeżeli chodzi o społeczność playfightingową do której ja należę, to została ona zainicjowana przez praktykującego nauczyciela BDSM, w miejscu, gdzie również odbywają się spotkania grup BDSM’owych (Schwelle 7 w Berlinie, przyp. aut.). W związku z tym wiele osób, które trafiło na playfighting, miało wcześniej do czynienia z jakimiś formami BDSM. Tak więc: tak- dla mnie to jest element z repertuaru BDSM.
Pewne ćwiczenia w playfightingu mogą stanowić element scen odgrywanych w ramach zabaw BDSM’owych. Na przykład zabawa w przesłuchiwanie (interrogation play) albo porwanie (abduction play). Jednym z aspektów BDSM jest dominacja, więc dlaczego by nie dodać elementu zdominowania kogoś fizycznie podczas walki. Innym aspektem może być ograniczenie ruchów, czy też zniewolenie (bondage, przyp.aut.), więc można kogoś mocniej przytrzymać, czy nawet związać podczas walki. W BDSM nierzadko chodzi o ból, sadyzm, masochizm, trzymanie kogoś czy bicie- więc wszystko to pasuje do definicji BDSM.
Jednak powiedziałbym, że pomysł na playfighting jest trochę głębszy, pierwotniejszy niż pomysł na BDSM. Walka jest bardziej przy ziemi, prymarna, podstawowa, czy prymitywna- ma w sobie coś ze zwierzęcości, z instynktu pierwotnego.
Playfighting uczy umiejętności, które mogą zostać wykorzystane do BDSM, by urozmaicić sceny, dodać trochę gwałtowniejszej czy bardziej ostrej gry wstępnej.
Playfighting może ułatwiać nawiązanie kontaktu ze Sceną BDSMową. Nie czujesz się komfortowo, by iść na imprezę typu play-party, czy poznawać ludzi z klimatu kinky. Playfighting nie eksponuje tak bardzo wymiaru seksualnego, więc daje początkującym kinksterom (osobom aktywnym w środowisku BDSM’owym, przyp.aut.) poczucie bezpieczeństwa .
Nie jest też zasadą, że uprawiając playfighting automatycznie zainteresujesz się BDSM, prędzej sztukami walki czy innymi sportami kontaktowymi (śmiech).
AL: Co jest sexy w playfightingu?
RS: Patrzenie, obserwowanie. Trochę jak podglądanie. Widzisz pot, bliskość ciał. Zdarzają się meet-upy, gdzie zawodnicy są nago, smarują się olejkami. Od razu robi się bardziej lubieżnie. Wyobraź sobie – naoliwione nagie ciała ocierające się o siebie!
AL: Na co dzień mieszkasz w Berlinie. Jak wygląda kultura playfightingu? Mówiłeś już trochę o meet-up’ach. Organizujecie jakieś szkolenia?
R.S: Istnieje wiele różnych grup. Ta, do której ja należę spotyka się raz w miesiącu, ale wiem, że jest też taka, która spotyka się raz w tygodniu. Jest jeszcze inna grupa, w której bardziej zwraca się uwagę na akrobacje i kontakt-improwizację. Zdarza się, że robimy mixy grup i uczymy się od siebie nawzajem.
Istnieją regularne wydarzenia Frank’a & Sheili. Organizują oni warsztaty- pokazują techniki, uczą kultury playfightingu. Są świetną parą nauczycieli, którzy inspirują do odkrycia w sobie wojownika_czy wojowniczki. Myślę, że wam się spodoba!
AL: No właśnie! Po czym można rozpoznać u siebie, że jest się wojownikiem/wojowniczką czy nawet playfighterem/ką?
RS: Kiedy ktoś jest w kontakcie z samym sobą- swoimi myślami, emocjami i informacjami z ciała. Albo kiedy ktoś elastycznie adaptuje się do różnych sytuacji, nie boi się różnych intensywności dotyku, czy nawet bólu, wówczas nazywam takie osoby Artystami Ruchu (Artist of Motion). Myślę, że to są cechy playfighterów. Poczucie swobody i komfortu we własnym ciele, umiejętność synchronizacji z innym ciałem, rozumienie różnych intensywności bycia z kimś blisko i znajomość tego, jak ciało działa. Jest to dosyć łatwo zauważalne, jak się ktoś czuje ze sobą- po tym, jak się porusza, jak mówi, jakie ma interakcje z innymi ludźmi. To stan świadomości, uważności na relacje. To trochę jak znajdowanie wspólnego języka na poziomie ciała i interakcji fizycznych.
AL: Czy playfightingu można się nauczyć?
RS: Przede wszystkim, uważam, że nie ma potrzeby, uczenia się playfightingu! Każdy uprawia playfighting w taki sposób, jaki sam uzna za właściwy! Jeżeli intencją jest organizowanie spotkań, warto zapoznać się z pewnymi podstawowymi informacjami na temat bezpieczeństwa, jak uniknąć urazów, jak instruować pozostałych uczestników, co wolno, a co już nie.
Polecam zdobywanie wiedzy na temat playfightingu, tego jak walczą ze sobą inni, żeby uczynić ze swojej dyscypliny coś jeszcze bardziej interesującego. Na pewno może się przydać wiedza z treningów tradycyjnych sztuk walki, czyli jak manewrować cudzym ciałem, by lepiej móc je kontrolować, unieruchomić czy obezwładnić.
Dodatkowo znajomość tańca daje miejsce na czułość w walce, giętkość i adaptację ruchów na mniej intensywnych, ale bardziej zmysłowych poziomach. Istnieją też niektóre techniki masażu, które można dobrze wykorzystać w celu dodania do zabawy ciekawych doznań. Połączenie tych trzech doświadczeń będzie solidną podstawą do opracowania ciekawej walki.
AL: Dziękuję za rozmowę! Do zobaczenia już w kwietniu na warsztatach Sheili i Franka. Teraz chyba mogę już zdradzić, że w drugiej połowie roku poprowadzisz w Instytucie Pozytywnej Seksualności warsztat z Intensywności Dotyku?
RS: Cała przyjemność po mojej stronie! Życzę wam udanych sparringów, lekkich siniaków i kupy śmiechu! A o Intensity of Touch dowiecie się więcej już niebawem!
Rozmowa z Richardem Spindlerem – inżynierem, programistą, tancerzem, zawodnikiem BJJ, edukatorem seksualnym, bodyworkerem i aktywistą na rzecz Ruchu Pozytywnej Seksualności w Berlinie. We wrześniu 2016 poprowadzi warsztaty Intensity of Touch.
Rozmawiała dr Agata Loewe – psychoterapeutka, seksuolożka, założycielka Instytutu Pozytywnej Seksualności, organizatorka pierwszych w Polsce warsztatów z playfightingu
redaktor serwisu StrefaPrzyjemnosci.pl
autorka książek dla dorosłych