Tego dnia umówiłam się na przyjacielskie spotkanie z kolegą z pracy, o którym już od dawna wiedziałam, że szaleje na moim punkcie. Trudno byłoby nie zauważyć tego faktu, gdy przez cały wieczór wlepiał swoje podniecone spojrzenie wprost na mój obfity dekolt. Wprawdzie Łukasz nie był moim wymarzonym typem mężczyzny, ale ceniłam go za dobry humor, inteligencję i wyjątkowo pogodne usposobienie.
Po lekkiej, pożywnej kolacji oboje nabraliśmy ochoty na odrobinę słodyczy, jednak żadna propozycja przedstawiona w menu nie zdawała się sprostać naszym wyrafinowanym podniebieniom. „A może pojedziemy do mnie?” – zaproponował. „Mógłbym przygotować dla Ciebie autorski deser w postaci owocowej uczty!” Oczywistą rzeczą jest, że przystałam na propozycję kolegi, zwłaszcza, że często przechwalał się swoim talentem kulinarnym. Gdy dotarliśmy do jego mieszkania, z nieskrywaną satysfakcją w głosie poprosił mnie o pozostanie w salonie, aby mógł w tym czasie przygotować swoją soczyście słodką ucztę. Nim minęło 5 minut, zjawił się ponownie, prosząc o zamknięcie oczu i rozchylenie warg, a ja posłusznie wykonałam jego polecenie. Nagle moje usta wypełniły się truskawkową nutą smakową, aż po samo gardło. Od razu zorientowałam się, że mój przebiegły znajomy właśnie raczył moje podniebienie klasyczną prezerwatywą owocową! Spodobała mi się jego bezpośredniość i dlatego postanowiłam nie przerywać mu doskonałej okazji do pieszczot. Do zabawy zaangażowałam nie tylko sam języczek, ale także policzki, migdałki i bardzo zwinne dłonie. Podsumowując, tego dnia posmakowałam wielu owoców – bananów, pomarańczy, wiśni i mango, podczas gdy sam Łukasz zapoznał się z tylko jednym smakiem – mojej soczyście słodkiej brzoskwinki 😉
redaktor serwisu StrefaPrzyjemnosci.pl
autorka książek dla dorosłych