Czy piękne, sensualne zdjęcia są dobre dla każdego? Kto się na nie decyduje najczęściej i czy mogą one poprawić naszą samoocenę? Na te i inne pytania, w specjalnym wywiadzie udzielonym Strefie, odpowiada znana fotograf Aga Mikłaszewicz.
Jak wyglądały Twoje początki?
Chyba tak, jak każdego w tej branży. Na początku robisz sesje na zasadach TFP, po to, żeby się zebrać portfolio, nawiązać kontakty czy zdobyć doświadczenie. Dopiero po jakimś czasie zaczynasz na tym zarabiać. I choć może to się wydać dziwne, to moje początki trwały tylko trzy miesiące.
No to bardzo krótkie początki…
(Śmiech) Niewiele osób mi wierzy, kiedy to mówię. Ale taka jest prawda.
Jaki miałaś pomysł na ten biznes, bo może to on był magnesem dla klientów? Od początku robiłaś buduarówki i akty?
Buduar przyszedł z czasem. Pierwsze moje zdjęcia to głównie portrety kobiet. Kobiety bardziej potrafię wyczuć przed obiektywem, Zdarzały się również zmysłowe zdjęcia, nawiązujące do buduaru. Z czasem to one zaczęły dominować i teraz mogę śmiało stwierdzić, że to jest to, w czym czuję się bardzo pewnie.
Skąd ten pomysł, czy ktoś Cie zainspirował?
W zasadzie pomysł przyszedł sam z siebie. Już po kilku pierwszych sesjach wiedziałam, że portret nie do końca odpowiada mojemu charakterowi i temu, co mnie interesuje. Utwierdziłam się w tym przekonaniu, kiedy nawiązałam współpracę z z modelkami agencyjnymi. Wtedy mogliśmy trochę poszaleć i zrobić bardziej zmysłowe zdjęcia. Poczułam, że to jest to. To trochę tak, jak z gotowaniem, jedna osoba świetnie piecze, a inna robi wspaniałe zupy. W trakcie gotowania przekonujesz się w czym jesteś najlepszy i co sprawia ci najwięcej radości. Ja stwierdziłam, że moją mocną strona jest właśnie buduar i akt.
Nie jest chyba prosto zbudować wokół siebie markę, której ludzie ufają? W końcu stresować może już sam udział w sesji zdjęciowej i obecności aparatu, a tu jeszcze trzeba się rozebrać. Czy trudno jest uzyskać zaufanie i nawiązać taką nić porozumienia z kimś, kogo się zupełnie nie zna?
Pierwsze zdjęcia, jakie pojawiły się w moim portfolio, były fotografiami modelek. Z czasem zaczęły zgłaszać się klientki, bo też chciały takie zdjęcia.
Za ogromny komplement uważam fakt, że klientki wychodząc z sesji mówią, ze nie krępowała ich nagość. To znaczy, że atmosfera, którą im stwarzam, powoduje, ze nie czują się skrępowane czy podglądane, wręcz przeciwnie. Czasem, już po zrobieniu aktu, dziewczyna prosi jeszcze o portret. Kiedy pytam, czy chciałaby się ubrać, zazwyczaj odpowiada, że nie musi.
Z pewnością dużym plusem jest to, że na takiej sesji jesteśmy tylko we dwie, ja i klientka, nie ma makijażystki czy dodatkowych osób. To ja ją przygotowuję do sesji, maluję pomagam dobrać strój, a następnie robię zdjęcia. Skoro jesteśmy same, to dużo szybciej się poznajemy. Już podczas wykonywania makijażu rozmawiamy i plotkujemy. Dziewczyny często opowiadają o swoich facetach czy nieudanych związkach, więc kiedy już przystępujemy do zdjęć, jest trochę tak, jakbyśmy się znały. Wtedy jest łatwiej.
Co powoduje, że dziewczyny chcą właśnie takich zdjęć?
Powodów jest kilka. Często dziewczyny przychodzą np. po zerwaniach, robią sobie takie zmysłowe zdjęcia, po to, żeby je później wrzucić na Facebooka i facet zobaczył, co stracił.
Niejednokrotnie kobiety robią sobie zdjęcia z okazji urodzin, zazwyczaj przy przełomowych datach jak 30., 40. Chcemy zapamiętać jak wyglądaliśmy, żeby mając 70 lat zerknąć i pomyśleć, że fajnie było albo fajnie jest nadal. Miałam na zdjęciach taką parę 60-latków. Oni się poznali jakieś trzy lata wcześniej, ale oboje twierdzili, że jest to ich miłość życia. Wiadomo, że w wieku 60 lat nie ma się już idealnego ciała, ale najważniejszy na tych zdjęciach był sposób, w jaki oni na siebie patrzą, obejmują się, po prostu są ze sobą. To jedna z moich ulubionych sesji.
Dziewczyny decydują się na sesję również, gdy schudną albo popracują nad swoim ciałem. Wtedy chcą pokazać swoje ciało, bo a nuż, nie uda im się tej formy na stałe utrzymać.
No i oczywiście największą motywacją jest zrobienie prezentu ukochanemu czy to z okazji urodzin, świąt czy walentynek.
Czy widzisz po tych zdjęciach, że kobiety dzięki nim zyskują pewność siebie?
Jak najbardziej, to zaczyna się już w momencie kiedy przygotowujemy się do sesji. Choć kobiety na co dzień malują się delikatnie, na potrzeby sesji stawiamy na mocny make-up, ciemne seksowne oko, zamiast subtelnej kreski na powiece.Kiedy potem przeglądają się w lustrze, pytają: “to naprawdę ja?”
Później dobieramy piękną bieliznę, jakieś dodatki, koronki i już! Dziewczyny w trakcie sesji mają na przeciwko siebie lustro , mogą więc na siebie patrzeć i się podziwiać. Nawet takie niepozorne zerknięcia podkręcają atmosferę, bo a to widać pończochę, a to wysoką szpilkę – kobiecość jest ciągle z nich wydobywana.
W trakcie sesji pokazuje klientce na aparacie jej zdjęcia, to jest też bardzo motywujące. One same są zwykle bardzo pozytywnie zaskoczone, rośnie ich pewność siebie i apetyt na więcej. Często jeszcze zanim skończymy pierwszą sesję, już snują wizję kolejnych.
Czy Ty byś osobiście skusiła się na zdjęcia buduarowe? A może miałaś taką sesję?
Pewnie, żebym sobie zrobiła, miałam takie zdjęcia jako młoda dziewczyna i z chęcią bym to powtórzyła.
Właściwie kiedy zaczynałaś całą swoja przygodę z fotografią?
Zaczęłam jakieś dziesięć lat temu, a sesje buduarowo-aktowe robię od od trzech, czterech lat.
Jak duże jest zainteresowane, czy trend jest wzrostowy?
Coraz więcej. Myślę, że w zeszłym roku takich sesji było o połowę mniej.
Jeśli klientce się spodoba sesja u mnie, to poleci mnie koleżance i dalej informacja idzie w świat pocztą pantoflową. Tych klientek rzeczywiście przybywa.
Czy odmówiłaś komuś zdjęć?
Odmówiłam kilkakrotnie. Przede wszystkim nie realizuje projektów, których zupełnie nie czuję np. takich w stylu soft porno. Jeżeli jest jakiś pomysł, którego bym sobie sama nie zrobiła do portfolio, to wiem, ze nie zrobię tego dobrze. W takich sytuacjach odmawiam.
Jak reagujesz na tego rodzaju propozycje?
Po prostu grzecznie odmawiam.
Jak często składane są Ci te „propozycje nie do odrzucenia”?
O dziwo, często, co jakieś dwa miesiące. W takich przypadkach jestem bardzo ostrożna. W mojej opinii, trzeba mieć pomysł, jak pokazać ciało artystycznie, dodać tajemniczości, bo bardziej sexy jest to, czego nie widać, niż to, co na talerzu podane.
Jak się kreuje pomysł na sesję?
Pomysły powstają już na planie, ale zawsze proszę klientki, żeby przesłały mi dwa, trzy zdjęcia, które im się spodobały. Mogą być to zdjęcia wykonane przeze mnie lub znalezione w Internecie, wszystko jedno. Chciałabym po prostu wiedzieć, jaki styl zdjęć się im podoba.
Przy takich zdjęcia, trzeba się wcześniej skontaktować, trochę pogadać, żebyśmy wiedzieli w jakim kierunku idziemy i jakich rekwizytów będzie wymagała realizacja naszej wizji.
Ile zdjęć zostaje dla osoby, która jest fotografowana?
Na sesji wykonuje ok. 150 zdjęć, wszystkie wysyłam klientce i to ona decyduje, ile chce zdjęć wyretuszowanych. Nie ja wybieram zdjęcia, tylko klientka.
Czy ktoś po takich zdjęciach może poczuć się lepiej i bardziej pewnie w swoim ciele?
Na pewno tak, i to nie jest wcale mój wymysł, ale takie są reakcje klientek. Miałam na sesji zdjęciowej dziewczynę, która choruje na bielactwo i prosiła mnie, żebym wyrównała jej kolor skóry na ciele. Później powiedziała mi, że pierwszy raz poczuła się kobietą. Niesamowite, jak krótka sesja może zmienić sposób postrzegania nas samych. Takimi zdjęciami można nawet można pozbyć się kompleksów. Niemniej są dziewczyny, które nie chcą, żebym poprawiała ich ciała w programach graficznych, ale to zdecydowana mniejszość.
Zdarza się , że musisz używać Photoshopa aż zanadto?
Tak, mam taką stałą klientkę, która nosi rozmiar 42, a ja zawsze muszę ją robić na 34. Na tych zdjęciach jest bardzo chudziutka, zupełnie inna niż w rzeczywistości. Jeżeli ktoś chce takie mocno plastikowe zdjęcia, to zdecydowanie odradzam.
Czego Ci życzyć?
Możesz mi życzyć okładki Vogue’a.
To jednak ciągnie Cię do mody?
Uwielbiam modę, ale buduar wygrywa.
redaktor serwisu StrefaPrzyjemnosci.pl
autorka książek dla dorosłych